NAJWIĘKSZY SERWIS EZOTERYCZNY W POLSCE

Jak wróż z wróżem cz. VI

Kategoria: Wróżby ogólne

Jak wróż z wróżem cz. VI

MIĘKKIE LĄDOWANIE z Januszem Jasnym rozmawia Janusz Jasny

Pytanie: - Czy dziś będziemy opowiadać o Twoim niedawnym jasnowidzeniu? Najlepiej, gdyby wszystko działo się w  grudniu, w głębokim  śniegu...
Odpowiedź: - Faktycznie był wtedy grudzień, ale ciepły i śniegu było na lekarstwo. To był koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Wybierałem się w delegację z pracy na imprezę nad Bałtykiem, narzekając, że ustawili spotkanie w porze, gdy wszyscy myślą już tylko o świętach. W mojej pracy było wtedy porozumienie z liniami pasażerskimi. Lataliśmy służbowo i dość tanio po całym kraju. Wcześniej leciałem w ten sposób do Krakowa, Wrocławia, Gdańska, miałem też kilka  lotów zagranicznych. Były to podróże szybkie, przyjemne i nikt nie słyszał o terroryzmie w tamtych czasach. Tym razem lot na Wybrzeże budził u mnie coraz więcej awersji. Próbowałem najpierw zniechęcić organizatorów do mojego pobytu, co zupełnie się nie udało. Byłem za grzeczny. Musiałem być grzeczny. Miałem nie tylko wykonać pracę, ale też reprezentować moich szefów. Zarobek też był podwójny. Imprezę ponadto gotowaliśmy od miesięcy i wszystko szło bez problemów, aż tu nagle zacząłem bać się latania?! Najpierw szczerze pomyślałem – odbiło mi. 


Pytanie: - Czyli różne twoje obawy nie były racjonalne?
Odpowiedź: - Nie były. W paczce świątecznej wysłałem Mamie klucze do mojego mieszkania i informacje, gdzie są ukryte różne cenne rzeczy, a potem wyjąłem wszystkie oszczędności z PKO (innych banków wtedy nie było) i też schowałem do skrytki, którą wskazałem w liście, a którą wcześniej Mama poznała. Były to dziwne działania, którym nie mogłem się oprzeć. Chwilami nawet było tak – jakbym żegnał się z życiem, a nie skończyłem wtedy  trzydziestu lat i  powodów zdrowotnych do nagłego zejścia po prostu nie było!


Pytanie: - Co jeszcze zrobiłeś, żegnając się wtedy z życiem?
Odpowiedź: -Zrobiłem jeszcze parę innych rzeczy, nie wszystkie mądre, np. zerwałem z dziewczyną. W nocy przed odlotem ściął mróz. Na lotnisko jechałem w śnieżycy. Wszystko szło jednak sprawnie i znalazłem się w małym samolocie, pośród ok. 50 pasażerów. Przykleiłem się zaraz do stewardesy, która zwracała na mnie uwagę, pogadałem chwilę z nią o jej pięknych, purpurowych paznokciach (deep purple) i potem wygarnąłem, że zdarza mi się przewidzieć wypadki i obawiam się teraz katastrofy. Ona najpierw przyjrzała mi się uważnie, a potem poszła do kokpitu. Wyszedł lotnik, któremu powtórzyłem to samo, co jej. Pamiętam, że podał mi rękę i powiedział, że oni też mieli wątpliwości, ale nie odlecą, dopóki wszystko nie zostanie wyczyszczone. Samolot wystartował z dwugodzinnym opóźnieniem, a stewardesa, drobna blondynka, kilkakrotnie podchodziła do mnie. Za każdym razem zapewniała, że wszystko jest w porządku i za chwilę chciała, żebym potwierdził jej, że tak jest w istocie. Samolot trochę trząsł, lecz w zasadzie leciał do przodu i wkrótce zaczęliśmy się zniżać. Na Wybrzeżu nie było jeszcze śniegu. Gdy wylądowaliśmy, zauważyłem że stoimy w podmokłej trawie, a nie na asfalcie, a do ściany lasu było jeszcze jakieś dwadzieścia metrów, albo nawet trochę więcej. Gdy samolot wylądował i znieruchomiał, wśród pasażerów dał się słyszeć jęk westchnienia. Ludzie zaczęli wychodzić na trawę jak gdyby nigdy nic. Mnie trudno było wstać, wychodziłem na ostatku. Przy drzwiach stał lotnik, z którym rozmawiałem przed startem. Nie wyglądał radośnie. Wydawało mi się, że jest blady jak trup. Gdy podszedłem, wyciągnął znów dłoń i uścisnął mnie tak mocno, że krzyknąłem z bólu, a potem drugi, stojący obok, złapał moją rękę, ale ten przynajmniej uściskał mnie w miarę. Z kolei, stewardesa, od której zacząłem kontakty z nimi, ucałowała mnie mocno w oba policzki. - Czy zawsze przed świętami tak żegnacie pasażerów? - spytałem. - Zawsze - odpowiedział ten najważniejszy. Próbowałem wydostać od nich informacje, o tym, co tu się działo, lecz nie puścili pary z ust. Zaczęli żartować, co im pięknie szło; zapanował wisielczy humor - humor wisielca, który niedawno urwał się ze stryczka.


Pytanie: - Jak tamta sytuacja wpłynęła na twoje życie i czy byłeś potem dumny z siebie?
Odpowiedź: - Od tamtej pory staram się nie latać samolotami, a jeśli już przydarzy się lot, to najpierw staję się blady jak trup, a po wylądowaniu mam humor wisielca, który niedawno urwał się ze stryczka. Nie byłem z siebie dumny; ucieszyłem się, że uratowałem własny tyłek i chciałem o tym wszystkim szybko zapomnieć, co mi się nie całkiem udało. (Cdn.)

AUTOR ARTYKUŁU

Janusz Jasny

Janusz Jasny

"Wszelkie prawa zastrzeżone, treści chroniona prawami autorskimi. Żadna część nie może być wykorzystywana lub kopiowana w jakiejkolwiek elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody autora"